17.05.2013

brązowy jeździec

Więc nie wiadomo, jak długo tu zostanie. Działa mi na nerwy jego blond pieczarka, to, że łazi po mieszkaniu topless, że pośmierduje, bo jako chłopak wychowany na farmie za oceanem ma oryginalne metody na utrzymanie higieny, cierpi również na charakterystyczną dla wszystkich młodych mężczyzn chorobę i cho-bby kolekcjonowania brudnych skarpet. Z drugiej zaś strony jest całkiem słodki, fajnie na się pitoli, przywykłam już chyba do całego niego i do efektu starego znajomego wracającego z wojaży. Oczywiście już po trzecim dniu dała o sobie znać kwestia przerzucania gościem jak żarzącym się węglem, ale ostatecznie jakoś dało się pójść do kina (Droga do szczęścia z moimi ukochanymi Kasią Winslet i Leonardo di Karpio). Zaliczyłam również chodzenie o kuli po pijaku - nic specjalnie sympatycznego. *** Ten pan zagrzał u nas miejsca, aż chyba mu było za dobrze. Nie rzucił się szukać pracy. Niby nic takiego, gdzieżby tam, ale sporo na niego mieszków, bolków i kazików (no bo przecie nie zygmuntów) wydałam. A oprócz dukatów, cały ten jego pobyt tutaj kosztował mnie niemało nerwów, czułam się nie w porządku wobec świata, kiedy czyścił mi lodówki i szafki. Jezuniu, co ciekawe, ryknęłam, kiedy wsadziłam go już w pociąg do Ełku. Z jakiegoś nieopisanego żalu, chyba dlatego, że chciałam, żeby wymowniej okazał mi wdzięczność. Chociaż to poczciwa i dobra chłopina, to jednak nie na tyle, by tak sobą absorbować. *** Kolano. Napiehdala. Tego mi było trzeba. Marzę wysokich obcasach, Wysokich obcasach, Wysokich obcasach (Tacones lejanos), kozakach i wytańczeniu się opór.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz