15.11.2008

ty mi mówisz ja ci mówię

ty mi mówisz, żebym się śmiała, bo choć śmieję się przy innych tak samo, to się śmiechem wybrany czujesz. ja ci mówię, że to najprzedniejsza randka, chociaż wiemy oboje, że to nie randka. oboje wiemy, że choć randką nie była, to była wyjątkowa w porównaniu z tymi, które miały miejsce w onym tym samym czasie pod świętą marzanną. ty mi mówisz, że owijam sobie wokół każdego pojedynczego palca każdego pojedynczego kelnera, ja ci mówię, że dzisiaj jesteś bardzo kulinarny z tym arbuzem w zapachu i turkusem w ubraniu. ja mówię stolik wybitnie palący, ty się martwisz, że dla czworga.

ty mi mówisz, że pierdolić antyglobalistów, bo skype pozwolił na wieczór we dwoje. ja ci mówię, że pójdę w trawkę i buddyzm, ty, że się przygotowałaś, że każdego dnia możesz odejść. ja ci mówię - "rozsypmy się w dziczy nad rzeką Mereczanką", ty mówisz, że chętnie się ze mną rozsypiesz. ty mówisz, że już babcią można być ekscentryczną, ja planuję rozmowy na werandzie i emerytalną bliskość wzajemną. ja dubluję i tripluję gwizdy, ty wzywasz chomiki ciumkaniem.

ty mi mówisz, że sauna uodparnia na przeziębienia, ja ci mówię, że będę dozować solarium. ja ci mówię, że znowu czarna bluza z kapturem, ty, że na wierzchu leżała. ty mi mówiesz, że padasz na ryj i masz prawo, a ja tobie, że padam na ryj choć nie mam. ty mi mówisz, że dedykowanie słowotoku szufladzie to mój słaby punkt, ja ci mówię, że przed tobą profesura. ty mówisz, że telefon mi się wyładowuję, bo się cieszy, że dzwonisz, ja ci mówię, że wszystko dzieje się po coś i dlatego też dobrze, że nie oddzwoniłam w zeszłym tygodniu.

6.11.2008

przepaść nie ma dna

na początek odniosę się do komentarzy, czy też do komci, jak to ujęła miaumiau zgodnie z tym, jak to ujął pan cygaro (linki zaraz po prawej).

moja ukochana jedyna miłości, za którą tęsknie już drugi miesiąc chyba (a jeśli źle policzyłam to znaczy, że po pierwsze algebra nigdy nie była moją mocną stroną, po drugie wszystko jedno, ile to jest, bo i tak za długo już, a wszyscy to wiemy i nie bójmy się nazywać rzeczy po imieniu, że będzie jeszcze dłużej): jeśli masz ochotę na chałupniczą etymologię słowa rajstopy na pewno sama sobie z tym świetnie poradzisz, poza tym najprawdopodobniej już o tym rozmawiałyśmy. nie wydaje mi się, żeby istniało słowo którego nie rozbroiłyśmy, nie obezwładniłyśmy jeszcze. choć może doszukiwanie się etymologij jest wręcz nadawaniem nowej wzmożonej siły słowu, co ty na to, droga ma? ucałowania dla mięciutkiej jutrzenki na twej głowie zwanej również puszistik i dla twoich gadających kolan - one też są noiseways. zważ, że czyniąc ukłony, a raczej zamykając te żabki w tych bąbelkowych serduszkach na zielonym tle (patrz mój przyjaciel szlafrok) z ramienia bloga nobilituje cię tym samym. Wiedz też, że z drugiej strony żadna to nobilitacja, bo nawet gdybym wybrała cię na prezydenta USA nie zasłużyłabym na nic więcej niż twoje zwykłe "Phi". To by dalej było mało. Choć z trzeciej strony ty nie zwykłaś mówić "Phi". To była hermetyczna odpowiedź specjalnie dla ciebie.
droga julenko (z kolei) ty umiesz tylko poganiać w komciach. ale - i to skuteczne, bo kwitnie, spójrz tylko, kolejny wpis pod palcami memi. serdeczności.

teraz siorb z książki "obietnica poranka", autor romain gary.

"Byliśmy wówczas rzeczywiście na dnie - nie mówię na dnie przepaści, bo życie pouczyło mnie później, że przepaść nie ma dna i że wszyscy możemy osiągać rekordy w zdobywaniu głębi, nie wyczerpując nigdy do końca możliwości, jakie dają te interesujące zawody".

książkę polubiłam za to jedno zdanie, ale zrozumiałam, że skoro chcę ją lubić dalej, nie powinnam czytać ani strony więcej niż przewiduje minimum programowe -u mnie równowarte z trzydziestoma stronami. romain gary (właściwie roman kacew, występował również pod pseudonimem emile ajar) to na pewno był wspaniały facet i chętnie wychyliłabym z nim niejednego drinka w jego ulubionym paryżu gdyby tylko żył jeszcze, albo gdybym ja żyła wtedy, kiedy on. w skrócie - gdybym teraz była martwa. moje wydanie tej lektury zostało oprawione grubą okładką i dodatkową-papierową-cienką-autonomiczną.
do tej pory zachodzę (na piesze wycieczki) w głowę po co są te cienkie w ogóle. u mnie zawsze kończy się to tak, że cienka zostaje zmasakrowana już w pierwszych trzech dniach transportowania jej w torbie granadyjskiej, zatem zdejmują cienką i narażam tę grubą na zniszczenie. więc nie wmawiajcie mi, że cienka jest po to, by uchronić grubą!...
czasem myślę sobie, że cienka okładka jest po to, by zaginała się wokół grubej i tworzyła takie interesujące marginesy na początku i na końcu.
jakby się temu przyjrzeć uważniej można nawet dojść do wniosku, że to zagięcie trochę przynosi na myśl inne zagięcie, które znamy ze szkolnych... (tu monkas zaaranżowałby pewnie niespokojne werble skwitowane wybuchem grzmiących, soczystych fanfarów) ... SEKRETÓW. pamiętacie sekrety? zaginamy róg kartki w zeszycie lub w pamiętniczku i piszemy tam "kocham cię" lub po prostu rysujemy serduszko i niech nikomu nie przyjdzie do głowy wpisać tam prawdziwy sekret! (na przykład "emilki tata jest alkoholikiem i zdradza jej mamę" lub "jacuś wczoraj miał dziurę w skarpetce"). dawno nikt nie zostawił mi takiego sekretu.
ale-trochę zboczyłam ze szlaku. na wyżej wspomnianym interesującym marginesie przed stroną tytułową przeczytałam, że "swoją biografię utrwalił w obietnicy poranka". nie miałabym za złe romainowi, że spisał biografię, ale kilka zdań wcześniej na tym samym marginesie wydawca pozwolił sobie wydrukować, kim romain właściwie był i co robił. "w czasie wojny służył w lotnictwie francuskim, bombardował niemieckie łodzie podwodne, patrolował niebo nad afryką. Potem został znanym dyplomatą (...)". od razu wiadomo, że to nie dla zofii, gdzie mi tam opisy czynów bohaterskich i to naprawdę takich na skalę światową, że wojna, że dyplomacja. z całym szacunkiem, ale nie. odłożyłam książkę grzecznie na półkę w przedpokoju (nie opierajcie się o ten regał, bo tata podczas montowania nie przytwierdził go do ściany, miał to zrobić, naprawdę, ale pokłócił się z mamą i uniósł się honorem. w związku z tym kiedy oprzecie się, regał również będzie chciał się oprzeć, a nie będzie miał o co i się w końcu zawali), pozostawiając dodatkową-papierową-cienką-autonomiczną taką, jaką ją wyprodukowali, ale trochę mi jej żal, bo świata nie widziała.

po przełomowych odkryciach dokonanych w kwestii mojego licencjatu i eksplozji problemów do rozgrzebania w nim, w pełni sobie zasłużyłam na "niepójście" na jutrzejsze kolokwium z hiszpańskiego. o, tak. dobranoc.