17.04.2008

miasto widmo

oglądanie samotnie telewizji ma w sobie coś z masturbacji.

a poznań... poznań wcale nie jest ezoteryczny, nie wspominając o poznańskich dziewczętach. zakłamana piżama, choć niektórzy tłumaczą ją faktem, iz pochodzi pizama z piły. ale przeciez bardziej by ich tłumaczyło poznaństwo jednak. miasto-widmo, jednogłośnie ustaliłyśmy. jak to stwierdziła daniela, ze złego snu, a pobudka dopiero w pociągu powrotnym, choć niektóre zasnęły na chwilę. wszystko dzieje się po coś, cholera, powtarzam jak mantrę, ale przecież znowu to prawda. nie pojechałyśmy tam po to by zobaczyć muzeum narodowe, czy tez ratusz, ale po to by wracać pociągiem tlk i rozmawiać o borsuku kamilu i trzech ogonkach, a wierzcie na słowo, znam kogoś kto je ma... najbardziej widmowo było gdy zasiedliśmy na krzesłach w ratuszu, głos tadeusza odbijał się o ściany prawie pozbawione mebli. bo nie w meblach treść tej sali, tylko w suficie, co -zdaje się- można zauważyć u miaumiau (odsyłam do teodory, bo nie mam ochoty na wgrywanie fot, a poza tym - cóż, o straszny losie- nie mam fot). więc głos tadeusza odbijał się, jak głos, który usłyszeć można zza poduszki, zza snu, zza powiek. delikatne pokasływania mocno przewianych tym jakimś szarym, posępnym, może nawet dymnym wiatrem co na placu wolności ma pętle i tam kłebi najbardziej. a daniela spała krzesło obok, ja namiętnie rozdziwiałam źrenicę by wyglądać jak słuchająca (a o tym z koleji na sybilla.blog). nie wiadomo po co, skoro tadeusza trochę nie było w tym jego staniu daleko i opowiadaniu. i nagle, gdy tak rozdziawiałam -pac! ciepła puszkowa główka zaciągnęła mnie jak kosą do piekieł, a raczej kluczem piotrowym do nieb i... oczy zamknęły się same, nie proszone, nie zapytane. i spanie, ale nie tylko, bo też sen. co zabawniejsze, sen był bardziej "jawny" niż to miasto. w każdym razie ja wolę jak nie trzeba przewartościowywać niczym anka korcz niczego sobie i sen pozostaje snem a jawa jawą i nic się nie miesza ze sobą w tej kwestii. dworzec główny jak pudełko zapałek rozsuwa się tą kartonową szufladką. może kiedyś tam wrócimy anka, amelka, julka i ja i może nawet będzie świecić słońce? cóż, o z grozo, porankiem dzisiejszym, już warszawskim, zorientowałam się, że pogoda przyszła poznańska i do warszawy. nie chcę być surowa, ale nawet ta pogoda nie uczyni warszawy brzydzą od poznania. inaczej słucha się teraz tej piosenki.

7.04.2008

prawdziwy cud

mój własny teledysk dzisiaj, muzyka w uszach, a dookoła noc i deszcz. w za dużej, czerwonej kurtce-deszczówce, z mokrymi dłońmi i wilgotnymi polikami jechałam sobie na rowerze przez miasto. taki deszcz to dla mnie wielka radość. w parku szczęśliwickim oświetlone tylko drogi, o staw uderzały długie ale leciutkie krople, i staw mienił się, bo krople odbijały jakieś nieopisane światełko. ale nie było to ani światełko gwiazd przecież, ani księżyca. rześkie powietrze. jeśli nie jeździć na rowerze w taki wieczór to już chyba tylko stać na balkonie i szukać oczami daleko, daleko ... i wdychać, odychać, wzdychać. rozdawałam uśmiechy tym, którzy zupełnie niechcący lub wręcz całkiem
umyślnie moknęli, tak jak ja, na ulicach.

2.04.2008

smark.

troszkę płytsze myśli, kiedy górne drogi oddechowe nieaktywne, a nawet może przechodzące zapalenie. bóle stawów i mięśni jak z reklamy. ale biorąc pod uwagę zaśnięcie na kanapie, może odczuwalne łamania to tu to tam nie tylko z przeziębionych powodów wynikają. poniewaz zycie wewnetrzne malo bogate, a nawet biedą pośmierdujące dzisiaj, po co nos wychylać za burtę. w dni pod wezwaniem aspiryny i herbaty z cytryną odczuwam, że nie potrzebuję nikogo i nikomu nie jestem potrzebna. reset. gorzej, gdy mi lepiej, i wtedy czuję, że potrzebuję wszystkich, ale że ciągle nikomu nie jestem potrzebna. tak. drogą autosugestii wypieram zarazki z głowy. smutne, że fruwanie dymka po płucach nie sprawia mi żadnej przyjemności. a, bo jest jeszcze jedna sprawa. kiedy postanawiam niewychodzenie, nie patrzę w lustro, słodka nieświadomość. a że jestem wyjątkowo lustrzaną postacią, to kiedy jutro wyjdę z domu, spojrzę nie raz w szybę samochodu i inne substyty lustra na mieście i będzie mi smutno, bo będzie mi towarzyszyć moje chore odbicie wszędzie. moje smutne chore odbicie. ale-bez tragedii. tylko, ze nie umiem nie patrzeć w lustra.