17.05.2013

banana dictator democracy

W moim łóżku są zarówno piach, jak i monety, mnóstwo ciuchów, leżę tu ja, skóra sucha i swędzi. Mam pełny pasibrzuch, więc od razu oczywiście czuję się grubsza, ale mimo tego postanowiłam dobić się bananem. Jest drmatycznie bardzo bananowy. Cierpię obecnie na dwa uczulenia, jak to zimą monkiewicze, i zastanawiam się, czy czerwony balsam Gahnieha zażegna problemy plamkowe i krostkowe. Wkuhwia mnie kilka rzeczy, ale jeszcze nie monstrualnie. W sobotę siedziałam u Batuni, rozbijałam palcami orzeszki piniowe, pakowałam je do buzi i płakałam. Żadne osiągnięcie z mojej strony (tak, tak, tato, jestem mandoliną i jestem fontanną, uhm), choć ostatnio rzeczywiście płaczę jeszcze więcej. Nie mogę znieść tego, że po tym, jak miewam te magiczne momenty odrodzenia się mnie we mnie, gdy czuję, że coś zmienię, nagle wszystko pryska, wraca mi leń, brak odwagi, negacja. Muszę chyba więcej chodzić do kawiarni, dobrze mi robi picie kawy z samą sobą. Zastanawiam się, czy skończę którąkolwiek z książek, które zaczęłam czytać w tym roku. Jest we mnie ta niemożliwa wszechogarniająca niemoc,którą - owszem - generalnie (sorry tata za to słowo) akceptuję - tak, jak akceptuję i lubię mnie), ale czasami ta niemoc mnie, jak to niemoc, dobija. Tak niewiele rzeczy osiągnęłam. Znowu mi się nie chce iść na hiszpański - i w pupie mam! nie pójdę! Swędzi, cholewa. Boli mnie to kolano, pocieszyłam nogi trampkami lakierkami z czerwoną obwódką u podeszwy, a cholewki mają nad kostki i są z HeavyDuty. *** Na szczęście mam jeszcze czas w życiu. Jakie to szczęście, że mam tylko dwadzieścia jeden lat.

czym patrzysz? - oczyma wyobraźni.

A ja patrzę oczyma wyobraźni jak siedzimy Maciunio, Amelka, Julia, ja, Anka, Monkas, Allah wie kto jeszcze na śniadanku w naszym future ogródku, jest piękne majowe słońce i rozmawiamy o BukoBuko (Tylko mi kuhwa nie mów, że Ty też byłeś w B u k o - B u k o !! - Rafaello Zuccero) lub też innych melanżach. Jemy kłasą tudzież krojsany, pijemy świeży sok z poramańczy lub kawę, palimy pety. Niektórzy cienkie (elemy linki niebieskie), niektórzy grube (niebieskie szczęściarze), niektórzy w ogóle nie i wcale (Monkas i Anna). I tak zaczynamy właśnie sobie razem dzień. Ale o c z y w i ś c i e nie jest wcześniej niż jedenasta. No i o c z y w i ś c i e Julia i Amelia robią zdjęcia, później wrzucamy je na fejsbuka i radośnie wybuchamy komentarzami. Kocham moich przyjaciół, szczególnie ostatnio pokochałam Juleneczkę. Zrozumiałam ją i tym samym pogodziłam się z jej różnymi różniącymi się od siebie i różnorodnymi zachowaniami. Nagle zorientowałam się, jak bardzo jestem do niej przywiązana, jak uwielbiam z nią przebywać i jak lubię na nią patrzeć. Ma te takie miękkie, białe policzki, cała z resztą jest bielusieńka, ma różowe poduszkowe usteczka, niebiesko szare patrzałki łypacze. Długimi palcami i chudymi dłońmi gestykuluje, podrapując się po nosku okrągłym. Krząta się po kuchni, ciągle popatrując na mnie. Jest nadzwyczajnym zupełnie posiadaczem tych wszystkich swoich rzeczy; nie ma nic ciekawszego, gdy mi je prezentuje. Na sobie lub w dłoniach, rękach. Te jej plastikowe kwiaty, filiżanki, bluzki, patelnie i kolczyki. Ona uwielbia wynajdować i mieć. Przede wszystkim jest ze mną zupełnie szczera. Tak, jak nigdy i myślę, że też mnie pokochała. Zaczęło się tamtego dnia w Motto Cafe, tuż przed świętami, gdy ukradłyśmy (złodziej!)z patarepu drewnianą figurkę świetego mikiego na kolczyki i gdy szczerze obgadałyśmy wszystek. Później była moją powiernicą we wiadomych sprawach. No, a teraz. Teraz jeszcze cudowniej. Cieszy mnie to, bo zawsze była tym czymś nieodgadnionym i swędzącym, a teraz jest po prostu, najzwyczajniej w świecie Moją Ukochaną Julenką. I tylko ja mogę mówić Julenka bez ń.

brązowy jeździec

Więc nie wiadomo, jak długo tu zostanie. Działa mi na nerwy jego blond pieczarka, to, że łazi po mieszkaniu topless, że pośmierduje, bo jako chłopak wychowany na farmie za oceanem ma oryginalne metody na utrzymanie higieny, cierpi również na charakterystyczną dla wszystkich młodych mężczyzn chorobę i cho-bby kolekcjonowania brudnych skarpet. Z drugiej zaś strony jest całkiem słodki, fajnie na się pitoli, przywykłam już chyba do całego niego i do efektu starego znajomego wracającego z wojaży. Oczywiście już po trzecim dniu dała o sobie znać kwestia przerzucania gościem jak żarzącym się węglem, ale ostatecznie jakoś dało się pójść do kina (Droga do szczęścia z moimi ukochanymi Kasią Winslet i Leonardo di Karpio). Zaliczyłam również chodzenie o kuli po pijaku - nic specjalnie sympatycznego. *** Ten pan zagrzał u nas miejsca, aż chyba mu było za dobrze. Nie rzucił się szukać pracy. Niby nic takiego, gdzieżby tam, ale sporo na niego mieszków, bolków i kazików (no bo przecie nie zygmuntów) wydałam. A oprócz dukatów, cały ten jego pobyt tutaj kosztował mnie niemało nerwów, czułam się nie w porządku wobec świata, kiedy czyścił mi lodówki i szafki. Jezuniu, co ciekawe, ryknęłam, kiedy wsadziłam go już w pociąg do Ełku. Z jakiegoś nieopisanego żalu, chyba dlatego, że chciałam, żeby wymowniej okazał mi wdzięczność. Chociaż to poczciwa i dobra chłopina, to jednak nie na tyle, by tak sobą absorbować. *** Kolano. Napiehdala. Tego mi było trzeba. Marzę wysokich obcasach, Wysokich obcasach, Wysokich obcasach (Tacones lejanos), kozakach i wytańczeniu się opór.

swiss ending story

It's not dangerous, nothing like r e a l l y serious, but still very painfull. Pan chirurg wiedział, co mówi, opisując kontuzję przy pomocy plastikowego modela - czyli wytłumaczył mi to jak przedszkolakowi. Z pokazywaniem. Oui monsieur, tres painfull. Zatem już sobota minęła pod znakiem kręcenia się po hotelu o kulach i opowiadaniu wszystkim ślicznym serwisantom, jak również obrzydliwym belgijskim klientom what actually happened to my leg. A już sam powrót - boski Christian (a oni tu wszyscy mają imiona godne jakiejś skandynawskiej sagi, bo Roland jeszcze i Sebastian) wniósł mi walizkę do zabytkowej kolejki, ale już po tym przydarzyło się wiele mniej sympatycznych rzeczy. Transfer zaniemógł, źle,rozumiecie, wydrukowali grafik kierowcy. Po 1,5 godziny czekania w końcu firma - uwaga - Transfer Intelligence zamówiła nam była uprzejma taksówkę. Po drodze, nie byłby sobą, gdyby był inny, Józek zgubił walizkę.

swiss story

Klemens ugania się za ich młodszą, siedmioletnią siostrą, Heleną. Bo my się kochamy . Jest absolutnie zaangażowany, czego dał wyraz, wręczając jej zegarka w błękitne syrenki oraz kasując tapetę w komórce ze zdjęciami innych uśmiechniętych siedmiolatek, Wandzi i Laury (Laura przynosi Klimkowi do szkoły naleśniki). Mieszkamy w jednym pokoju więc mamy tu różne bonusowe smaczki - chłopcy przebierają się w szafie, co mnie rozczula, bo przecież obu ich nie raz przewinęłam, kiedy byli dzidziusiami; Klimuś przyturliwuje się do mojego łóżka w nocy i się do mnie przylepkuje w sennych oparach; pomagam Józiowi zatrzymywać nocne, bo jakie, krwotoki z nosa (cały Kali). (...) Muszę powiedzieć, że Tatry biją Alpy na dwie głowy nawet. Spać, bo rannym świtem na narciochy. Szusem rannym, zranionym. *** No tak, z bonusów dzielenia z moimi rozkosznymi braćmi pokoju doszły siki znalezione na zamkniętej desce klozetowej, jak również wymioty na pościeli - jego, ale podobnie, wręcz identycznie i mojej. Niebywałe. (...) Nie mam serca, by zrobić Giuseppe dyktando. Ale w sumie też i siły.

2.09.2009

głupia, głupia. maria lopez.

Tym razem refleksja zainspirowana błyszczącą grzywką, cyniczną brewką, i seksowną zmarszczką. Rysunkową aureolą pojawiającą się nad fabularną głową, jak drugi człon nazwiska Templair. Mam takie w życiu szczęście, że mój dziadek Mieczu to wykapany Robert de Niro, a mój drugi dziadek, Gienek, zdjęty został z Rogera Moore’a. „Święty”. Ani Gienek, ani Roger. Ta sama elegancja.
Wspomnienia z dzieciństwa. Mam widzenie i widzę Maciusia i Zosię Monkiewiczów w Zuzanowie, oglądających po śniadaniu odcinek „Świętego”. Maciuś skacze kompulsywnie unoszony przez emocje ponad drewnianą podłogę, a jego kościste pięty dudnią aż do piwnicy pełnej konserw mięsnych, dżemów agrestowo-truskawkowych zamkniętych w słoikach oraz ogórków zakiszonych w wekach. Te dziwne próby przebicia się poniżej parteru są subtelną zapowiedzią jego późniejszego spektakularnego upadku poobiedniego a przed-siestowego, w którym ucierpiała również główna podejrzana- biografia Jana Kiepury. Drabina może być pomocna w schodzeniu, mocno komplikująca sprawę w spadaniu po niej. Tego samego gałgana opatrunkowego i kawałka listwy służącej za laskę używałam po Maćku, gdy stopą w sandale wstąpiłam w odwiedziny do gniazda os zasiedlających zuzanowskie rowy. Nikt do tej pory nie próbował ocenić, co było większe – moja opuchlizna, czy jego guz. Bez wątpienia jednak Maciuś wygrał w konkurencji „paleta barw otrzymanych obrażeń”.
Oglądając wczoraj odcinek „Świętego” pod zgrabnym, jak zwykle, tytułem „Zlokalizować i zlikwidować”, ścigaliśmy się z Tatem na komentarze. Jak to jest, że zawsze znajdzie się jakiś Jose, który wpadnie na pobitego na polnej drodze, po czym zupełnie przypadkiem będzie przejeżdżał tamtędy Templair? Kto by się nie domyślił, że doktor Lopez ma piękną córkę, kto by się nie domyślił, że będzie miała na imię Maria i będzie piękna? Kto by nie wpadł na to, dalej, że pomoże Templairowi dowieźć rannego do szpitala w Limie? Och, jak ona się ślini, gdy kroczy zanim, chciałaby uszczknąć coś z tych wąskich ust pouwalanych whiskey z wodą! Już, już się pcha do wszczętego przez Simona śledztwa, chociaż studiowała na akademii medycznej, nie policyjnej! A co ją to obchodzi, kto próbuje wrobić tego nazistę zbiegłego do Ameryki Południowej?! A masz, dziewczyno, za swoje, zaraz Ci będą wymachiwać spluwą przed tymi wielkimi oczami otoczonymi nienaganną, czarną kreską! Wszystko ci się, Maria, popierdoliło, to jeszcze nie jest James Bond i wieczorem nie będzie małego conieco! Odwiezie Cię grzecznie do domu! Głupia, głupia Maria! Simon sypia z dziewczynami raz na pięć odcinków, co więcej - nie pokazują tego na ekranie. Dlatego też kariera przez łóżko Simona jest znacznie trudniejsza niż przez łóżko James’a.

13.08.2009

spłowiałe kormorany i paw ilony

wczoraj byłam dżinsowym tulipanem poniżej pępka i po dwunastu godzinach szalenie successfull sprzedaży porcelany przypomniałam sobie, że jest środa, a jeżeli jest środa ,to czas na nic innego jak - nie mylicie się ani ziarenkiem - środanie mistrzów. klepsydra, gdzie piasek sypie się szalenie wolno, jakby przewężenie pomiędzy szklanymi komorami było nad wyraz wąskie lub też w ogóle nie istniało, bo noce po prostu się zatrzymują w czasie. przy stoliku w strasznie przeruchanym passe stylu antykwaryczno-śmietnikowym (tak samo passe jak pozostali na liście: costa caffe, gry słowne w reklamach, frodo, studia śródziemnomorskie i kariera naukowa, intelektualiści, h&m, przypadkowy seks, zbieranie oszczędności) czekały na mnie dziewczyny, z którymi się koleżankuję, zakłamane cipy - paw (bardzo miękkie w, ale nie f) i dżulietta z kapulettich. jeżeli podjęlibyście się kiedyś odpowiedzi na pytanie, co je łączy i dlaczego się trzymają razem, skończyłoby się to drastyczną porażką. podopowiedzieć mogę tylko jedno - signora alexandra i morawska tak samo chujowo zachowują się po przedawkowaniu alkoholu - intensywna katechizacja etyczna. ale trzeba mieć na to wyjebane i ignorować je, od czasu do czasu wtórując a. w mówieniu sloganu "przerośnięte ego", j. w "kocham ten kawałek". a gdyby zorientowały się, że blefujesz, uśpij ich podejrzliwość, całując się na przemian to z jedną, to z drugą, to z języczkiem. (na marginesie - reklama danio ma podobny motyw muzyczny, co tablica dystrybutorska pojawiająca się przed projekcją polskiego instytutu filmowego - chodzi mi o smyczki). co nie zmienia faktu, wiem, że to się nie trzyma kupy, że je bardzo kocham i uwielbiam z nimi pić. w każdym razie nie wiem, kto ma tu przerośnięte ego biorąc pod uwagę rozmiar zasobów ludzkich rodzaju męskiego, który zdyskwalifikowałyśmy zwykłym, prostym i dresiarskim "spierdalaj" (nawet nie zaszczyciłyśmy klasyką tematu "goń się"). dość szybko okazało się, że chłopcy uwielbiają dżinsowe tulipany. obawiam się nawet, że są ich autentycznymi pasjonatami. musiałyśmy zatem opuścić pielesze oparowe i dymne. jako że nie lubimy wychodzić z klepsy bez fantów (a w szczególności a. odkryła, że fanty rozkładają się na stołkach barowych jak artykuły na półce w sklepie, z tą jedną różnicą, że można je brać completely for free) przygarnęłyśmy dziewczynę (!) i chłopaka. z chłopakiem wiązały się pewne moje pijackie nadzieje, a raczej promieniujące na mnie nadzieje mojej uroczej etycznej asystentki zakłamanej cipy paw. zapytałam chłopaka dla czystej formalności "czy jesteś gejem" (robię to od czasu, gdy okrzyknięto mnie gejmamą, jestem jak szerlok), ale odpowiedziała mi dziewczyna. dwuczłonowo. najpierw krzyknęła "jest stuprocentowym mężczyzną!", co po 1. wkurwiło mnie, bo jestem ultratolerancyjną gejmamą (ultratolerancyjną, co może oznaczać, że w wieku 35ciu lat wyjdę za geja i urodzę mu trzech synów bruna, jerzego i franciszka z wysokim zagrożeniem obojnactwa) i uważam, że wielu gejów, a przynajmniej jeden przerasta procentowością męskości rzesze hetero-palantów. po 2. dało mi dawkę (intencjonalne masło maślane) nowej nadzieji promieniującej, pijackiej, pawilońskiej paw, zakłamanej cipy, iż spoglądał wcześniej na mnie nie tylko po to, by zakraść się pod moje gejmamowe skrzydło ale w zamiarach heteryckich (wskazówka dla skończonych tłumoków: pochodna od hetero). po 3. z razu zaniepokoiło mnie nadmiernie entuzjastycznym wysokim tonem, jaki dziewczyna powzięła była. to ostatnie trzecie udowadnia autentyczność moich szpiegowskich talentów, co wyjaśniło się w drugim zdaniu wypowiedzianym przez dziewczynę, które mianowicie brzmiało: "cmok cmok cmok chlup chlup chlup". jeśli chlupiący bełkot języka dziewczyny nie jest dostatecznie zrozumiały dla TW czytelnika noiseways, spieszę z translacją: "i jest moim chłopakiem!". ostudziłam swoje pijackie ww nadzieje przerzucając mu pożegnalne spojrzenie przez oprawkę tym razem korekcyjnych ray banów kwitnących na jego nosie. po wymianie serii z kałaszników fochowych paw i dżulietty z kapulettich (fantastyczne widowisko, winszuję!) rozeszłyśmy się w podgrupy, a że byłyśmy już tylko we trzy, wskaźniki liczebnościowe wynosiły 2 i 1. dla zachowania równowagi podzieliłyśmy się cyckami, co jest rutynowym pijackim zachowaniem trywialnie prostym, więc tutaj wskaźniki wykazały zachwycająco harmonijne 3 i 3. a konkretniej 2 i małe jeden oraz dwa i małe jeden ^^. ja, paw, i nasze trzy cycki pomaszerowały do pana romana, który podając mi piwo za cztery złote (miały w miejscu reszki pijanego petrarkę ku uciesze pani przedszkolanki-to hermetyczne, ale ci, do których puszczam tu oko odpuszczą mi je na pewno), stwierdził, że jestem skandalistką. a było to pierwsze w życiu piwo, które mi podał, więc jest to drugi utalentowany szerlok. wizytę w przekąskach zakończyłam zaledwie soft skandalem i darmowymi z mojego subiektywnego punktu widzenia (i mam w dupie, źe mój były z "setu danielowego odsłona trzecia ostatnia" uważa, że to określenie jest błędem logicznym, albowiem punkt widzenia jest zawsze subiektywny) dwoma lufkami wódki. tym samym otworzyłam "set michałowy odsłonę drugą". oczywiście paw nie omieszkała soft skandal potraktować jako hardcore niemalże fekal skandal. ale zawsze są te dobre skutki złego, bo była tak uprzejma zamówić taksówkę i zapłacić za nią fąfa fąfa złotych panu kierowcy z gratisowym seansem katechizacji etycznej (winszuję po raz wtóry!). pan kierowca był zachwycony! na strychu górskim u panny kapuletti dosztukowałam ciuchy do jej przedwyjazdowego tajfunu ciuchowego pozostając w samych stringach i grzecznie zamieniłam się w roladę pościelową. paw i dżulietta nie byłyby sobą , gdyby nie siadły jak te kwoki PPD i rozlały pół piersiówki, narzekając gdzieniegdzie na etyczny burdel w systemie wartości moralnych zofii. więcej już grzechów nie pamiętam allah aghbar na wieki wieków amen.

P.S. spłowiałe kormorany w tytule to żyrandol julii i niech się nikt nie waży podejrzewać je o bycie żurawiami.