5.07.2008

TW czytelnik noiseways. pociąg relacji tu-tam.

drodzy czytelnicy, zabawimy sie w taka drobna lustracje (taka moda!). autorka nie wymaga pozostawiania komentarzy pod każdym postem, ale zdając sobie sprawę z tego, ze jest czytana przynajmniej przez 4 osoby (w porywach do jakichś sześciu myślę) fajnie by było jakoś to udokumentować. przyszło mi na myśl, że zadeklarowanie się mogłoby polegać na pozostawieniu jednego komentarza pod tym wyłącznie postem o treści (tu pozwolę sobie na szablon) "jan kowalski. czytam jak najbardziej", z założeniem, ze w miejsce jana kowalskiego poddani lustracji pozostawią swoje imię i nazwisko , a jak ktoś bardzo nie chce to może być tylko imię lub też tylko nazwisko, prawda. no, zobaczymy jak to będzie. czy coś.

pod tym dosyć tendencyjnym wstępie weźmy byka za rogi.

odprowadzałam pewnego nie bardzo powróconego młodego mężczyznę na jakże urokliwy pociąg na co najmniej równie urokliwym peronie czwartym dworca wschodniego (to trudne zdanie, pardon, trzeba się wczytać chyba). pociąg ten był relacji tu-tam, a konkretniej :"
tu nie jest lepiej niż w madrycie" - "tam nie byłem jeszcze w tym roku". ten młodzieniec, w którego czuprynie obecnej można się cokolwiek pogubić, powiedział rezolutnie: "może teraz nie wydawaj kasy na pierdoły. wyhulaliśmy dosyć już złotówek" (przytaczam przekładając na swój język). tak. to się nazywa "dramatyczna próba zaoszczędzenia czegokolwiek". w czym trzeba powiedzieć jestem naprawdę nie bardzo utalentowana, nawet włosów nie potrafię oszczędzić, czyli zapuścić. no i tak samo jak zawsze wizyta w Sklepie zakończyła się tragicznie. choć nie wiem z drugiej strony co to za tragedia te nadzwyczajnie niebieskie balerinki z kokardką lakierkowe takie i kilka jeszcze ładnych rzeczy niezbędnych mi tu i teraz, tam i tu, jutro i gdzieś indziej. nie wiem, jak się mu wytłumaczę, ale czuję, że zrobię to po prostu tak, jak zawsze. jestem nowym człowiekiem, dech w piersiach grzęźnie.
kiedy chodzi się samotnie do kawiarni (a złotówki lecą) można być jeszcze bardziej w tej kawiarni. można zamiast pogadać z tym/tą drugim/drugą, pogadać na przykład z cortazarem (egzemplarz za pięć złotych w antykwariacie przy placu wilsona). można też sobie popodsłuchiwać, uważam, że to zupełnie nieszkodliwe. uważam ponadto, że nie da się nie podsłuchiwać, że wszyscy jakoś tam sobie podsłuchujemy, a co z tym zrobimy, czy podamy dalej, czy tak sobie zachomikujemy gdzieś w środku to już kwestia bardziej indywidualna. a już na pewno uważam, że jeśli istnieją jednostki nie podsłuchujące to tracą -het!- mnóstwo. jeśli chodzi o mnie (a przecież na tej stronie chodzi jak najbardziej o mnie) nie mam ochoty podawać dalej. w każdym razie usłyszałam między innymi bardzo piękny śmiech. szaleńczo zaraźliwy. toteż się zaśmiałam i nikt z podsłuchiwanych nie miał nic przeciwko. kiedy się mówi zawsze powinno się brać pod uwagę, że ktoś ucha nadstawia z rogu sali, zza krzesła, zza przepierzenia, czy winkla. staram się wtedy przepraszać za przekleństwa ewentualnego bonusowego rozmówcę, mowę poprzedzam wstępem (który nie jest wymagany w przypadku rozmówcy ujawnionego) i tak dalej. znam przypadki kliniczne, które pod koniec podróży autobusem żegnają sie ze wszystkimi pasażerami ponieważ zakładają na wszelki wypadek (wszelki smerf - powiedziałby papa, wszelkie kopytko - powiedziałby kucyk pony), że wszyscy pasażerowie są tymi krypto-rozmówcami. to wspaniały przykład na uprzejmość nadzwyczajną, ale też na nadzwyczajną inwazyjność, egocentryzm i inne upierdliwości temu podobne. amen.